czwartek, 18 września 2014

#009 Widziałem/łam was.

Otwieram lepkie od snu oczy, czując jak by były największym ciężarem jakikolwiek uniosłam. Czuje się wyczerpana ale nie wiem czym, pustka w mojej głowie jest tak dziwna, przecież nie piłam nic oprócz wczorajszego drinka w klubie. Mam złe przeczucia, ale moją nadzieją jest możliwość, że umysł płata mi niezłe figle.
Chwila chwila... pokój w którym sypiam jest w takim nieładzie jak nigdy, porozrzucane ubrania i przewrócone meble. 
Jedyne pytanie nasuwające mi się w tej chwili to: Jasna cholera co tu jest grane?!
Wstaje ogarnięta paniką i lękiem, czy jest tu ktoś więcej oprócz mnie?! Rodzice mieli dzisiaj nie wrócić i z ogarniającej mnie ciszy wiem, że tego nie zrobili.
Zakładam sfatygowaną koszulkę i z rezerwą otwieram drzwi. Jak nie ja oglądam się w te i we wte nie wiedząc czego się spodziewać. 
Oddycham z ulgą, nikogo tu nie ma, co nie znaczy do końca, że jestem sama. Czuje się wyraźnie spokojniejsza, ale mimo to dobrze nasłuchuje. Postanawiam udać się do łazienki, aby odbyć poranną toaletę, spoglądam w lustro, wyglądam na co najmniej wykończoną, makijaż rozmazał się podczas snu, a pod oczami widzę ogromne wory. Nie wyglądałam tak od lat. 
Nie rozumiem co mogło się wydarzyć ani dlaczego. żadnych urywków wczorajszego wieczoru, absolutnie nic. 
Rozglądam się powoli, tutaj też przeszedł huragan, dwa kieliszki ustawione na krawędzi wanny, i pusta butelka drogiego wina. A WIĘC NIE BYŁAM TU SAMA. Moja sukienka w kącie czeka na zbawienie, jednak nie zamierzam jej wcale podnosić. Robię to, po co tu przyszłam. Myję się zmywając wszystkie dotychczasowe zmartwienia i wytężam pamięć, bez najmniejszego efektu. 
Robię makijaż, ukrywając to, jak miernie dziś wyglądam. Zakładam byle co, na razie nie wybieram się nigdzie, zamierzam przeszukać dom, a gdy poczuję się bezpiecznie usiądę na kanapie i przemyśle wszystko jeszcze raz. 
Parter jest oświetlony promieniami słońca, które wdarły się przez ogromne oszklone okna. Nasz dom jest inny niż wszystkie na tej ulicy. Jest bardziej okazały, a dostojności nadają mu białe ściany. Projektanci jak widać bardzo się starali, aby wszystko przypadło do gustu mi i moim rodzicom. Jak widać ich wysiłek nie poszedł na marne i do tej pory jeszcze się nie przeprowadziliśmy, co jest ogromnym świętem, Mój tata bardzo lubi zmieniać otoczenie w którym się znajduje, a jego praca nie jest problemem, gdyż prawdę mówiąc, pracują za niego inni. 
Od zawsze byłam ciągana po różnych bankietach i dostojnych przyjęciach, gdzie nie było nikogo w moim wieku, lecz tylko starsi zamożni ludzie. Nigdy nie podobało mi się to. Nie podoba mi się ich styl bycia. To jak się zachowują, to jedna wielka monotonia. 
Teraz już wiem, że jestem tutaj sama. I bardzo się ciesze. Zalewam torebkę herbaty wrzątkiem po czym dolewam nieco malinowej nalewki. To powinno mnie nieco odprężyć, powinno, wmawiam sobie że to pomoże chociaż wiem, że to jedno wielkie kłamstwo. 
Pozwalam sobie na chwile wyciszenia, jednak nie na długo. Głos dzwonka do drzwi, rozlega się głuchym echem po domu. Zmieszana wstaje z bezpiecznej kanapy i kieruje się do drzwi. 
Naciskam klamkę szykując się na kogoś pod drzwiami domu. Nie ma nikogo. Rozglądam się okół. Nic się nie dzieje, nie ma tu nikogo, jedynie ptaki ćwierkają radosne trele, chociaż mi wcale nie jest do śmiechu. 
U moich stóp leży koperta. Podnoszę ją, jest świetnie sklejona, ktoś wyraźnie starał się, aby nic z niej nie uciekło. Kto ją u podrzucił? I po co? Tak chce znać odpowiedzi na te pytania. 
Wchodzę do domu i siadam na kanapie, delikatnie odklejam rogi koperty, będąc delikatna jak gdybym rozbrajała bombę. 
PUK PUK TO JA SUKO! 
Myślałaś, że jesteś taka wszechwiedząca i mądra? Ups, pomyłka! 
Nie wiesz co robiłaś, a ja znam na to odpowiedź. I mogę zrobić z tym co tylko zechce. I kto teraz się śmieje? Poczuj się jak Ci, którymi tak manipulujesz. 
A CO BY BYŁO GDYBY NASZA PORZĄDNICKA ALISON NAGLE ZAGINĘŁA? CZY KTOŚ BY SIĘ TYM PRZEJĄ? 
                                                              A.



Od Autorki:  Tak wiem, wiem. Zawaliłam. Nie miałam wejść, cokolwiek pisać. Jedną z przyczyn był również brak weny. Wiele się wydarzyło podczas mojej nie obecności tutaj. Ale teraz już wiem, iż mogę tu powrócić z czymś co będzie miało jakikolwiek sens, a nie marną wypociną. 
Jak już zapewne zauważyliście piszę w czasie teraźniejszym, bo uważam że w takiej formie lepiej będzie mi się pisać i odda to większy nastrój opowiadaniu. 
Mam nadzieję, że zrozumiecie mnie, i wybaczycie nieobecność. Zamierzam często wstawiać rozdziały, bo czuję się na siłach do pisania.
PS. Jutro poprawie błędy. 
                                                                                                                                                                                           Całuję,
                                                                                                                                                                                                A. 


piątek, 20 czerwca 2014

#007 "To będzie lepsze niż karteczka "Kopnij mnie"." cz.2

-El.-nie wiedział co się dzieje.-Czemu mnie pocałowałaś?!
-Boo....e..-zmieszałam się, i tak było cudownie! -Patrz! Leci bocian..? -idiotko, jest środek nocy. Ugh.
-Won! -krzyknął na mnie, był rozwścieczony, lubię złych chłopców. -Spieprzaj! Głucha jesteś!? -ustałam w bezruchu. Pierwszy raz w życiu mój kochany braciszek na mnie nakrzyczał. Boże, czuje się okropnie.
Spojrzał na mnie zawistnie i szybko wciągnął na siebie spodnie, czarne zwężane spodnie, następnie na jego ciele pojawiła się koszulka i bluza.
-Jak tu wrócę ma Cię tu nie być, mała dziwko. -zabolało. -Kurwa, won powiedziałem! -poczułam palące, bardzo nie przyjemne ciepło na policzku.
Uderzył mnie.
Uderzył swoją siostrę.
To jednak dupek, nie mój kochany brat.
-Nienawidzę Cię. -poczułam w sobie narastającą odwagę. -Zemszczę się. -pokazałam, że również jestem silna.
-Nie pyskuj mi, gówniaro. -zgasił mnie tak szybko jak zabłysłam. Dupek.
Uśmiechnął się szyderczo.
Pokazał jak nisko jestem.
Wyszedł.

Perspektywa Marco
Wyszedłem z hukiem zamykanych drzwi. Postanowiłem zapomnieć o tej całej chorej sytuacji.
Chwilę temu eksplodowałem.
Myślę, że nie ma się mi co dziwić. Mojej własnej siostrze ubzdurało się coś, nigdy z nią nie będę, nigdy przenigdy, to idiotyczne.
Wsiadłem do auta, muszę odreagować.
Po monotonnym jeżdżeniu po pustych ulicach miasta, postanowiłem wjechać na Himmelstrasse. Zatrzymałem się i spojrzałem na ekran telefonu, na pewno jest w domu, tak przynajmniej sądziłem. Ponownie nacisnąłem pedał gazu, a następnie wjechałem na podjazd domu 35.
Rozejrzałem się, w domu zupełnie ciemno, światło pali się jedynie w sypialni jasnowłosej.
-Victoria. -Pomyślałem.
Powolnym krokiem przekroczyłem drzwi domu, kierując się ku górze. Jej rodziców na pewno nie ma w domu, nie było ich auta na podjeździe.
Drzwi łazienki otworzyły się, lekko chwiejąc się wychodziła A, jej ciało pokrywała tylko bielizna, seksowna czerwona bielizna.
Nie zauważyła mnie.
-Masz licencje na seksapil? -nie spodziewała się mnie.
Uśmiechnęła się pokazując, że podobają jej się moje słowa.
-Oczywiście. -nawet nie zasłaniała swojego ciała szlafrokiem ani niczym innym.
Czyli mogę działać? Mogę. Sam odpowiedziałem w swoich myślach.
-Przygotowałam kąpiel. -znów zabrała głos, przekładając włosy na prawe ramię, tym samym odsłoniła obfity biust. -Masz może ochotę... -przerwała szukając odpowiedniego słowa. -...potowarzyszyć mi? -miała wyśmienity humor, może jednak jeszcze się dogadamy. -Koniec tej idiotycznej wojny? -uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Jestem na tak w każdej kwestii. -powiedziałem pewien. -Ale jest jeden haczyk. -uśmiechnąłem się szelmowsko, nie ma tak dobrze Panno Kastner.
-Jaki? -nadal stała w drzwiach. -Saukerl. -zachichotała.
-Musisz mnie pocałować, Saumnensh. -przypomniałem sobie i jej jak w dzieciństwie prosiłem ją o całusa, we wszystkim pomagałem, aby dostać nagrodę. Jednak wszystko było na nic.
-Pamiętam! Tych pocałunków nazbierało się bardzo dużo, jakiś tuzin. -poprawiła czerwień na ustach szminką.
Nie zdążyłem nic powiedzieć. Zbliżyła się do mnie i ucałowała, bardzo delikatnie. Był to delikatny pocałunek a zarazem bardzo zachłanny.
-Myślę, że jeden nie wystarczy. -przeczesałem ręką włosy.
-Nie narzekaj.
*
-Wiesz co? -spojrzała mi prosto w oczy. -Czy nie uważasz, że... -jej głos zadrżał.
Znów przysunęła się na niebezpieczną odległość. Usiadła na moje kolana. Woda była przyjemnie ciepła, pełno piany i półmrok. Jednym minusem całej sytuacji była bielizna.
Znów poczułem jej usta na swoich, tym razem były o wiele razy odważniejsze. Była dziś taka odważna. To w niej uwielbiam, raz niewinna a raz odważna.
Postanowiłem nie być dłużny przysuwając ją do siebie jeszcze bardziej. Nasze języki zaczęły ze sobą współgrać w bardzo przyjemny sposób.
Odstawiłem kieliszek wina gdzieś na bok.
Swoje pocałunki kierowałem niżej, pocałunki po szyi wprowadzały ją w mimowolne dreszcze.
Postanowiłem iść krok dalej.
Jej ręce błądziły po moim ciele, oboje pragnęliśmy tej bliskości.
Odpiąłem jedno ramiączko stanika aby sprawdzić reakcje.
Nie protestowała.
Dłońmi szukałem metalowego zapięcia stanika, ciężko było myśleć mając przy sobie taką kobietę. Rozpiąłem jej stanik, chwyciłem za cienkie ramiączka i ściągnąłem. Twarz objęła swoimi ciepłymi dłońmi tuląc ją i oddając krótkie pocałunki, które drażniły moje podniebienie.
Górna część bielizny Alison znikła z jej ciała leżąc gdzieś na podłodze. Zebrałem jej grube włosy tak by spływały po jej opalonych plecach.
Czułe pocałunki tym razem obdarzały piersi, które co raz bardziej nakręcały mnie do działania.
-Mała. -szepłem. -Chcesz tego? -przerwałem by spojrzeć w jej oczy koloru niebieskiego.
-Tak. -powiedziała ledwo słyszalnie.
Cień uśmiechu uniósł się na moich ustach skąpanych czerwienią jej szminki.
Nasze ciała pozostały już nagie chcąc jak najszybciej być razem. Nawzajem pieściliśmy się i upajaliśmy chwila, po chwili. Dotykała mojego umięśnionego ciała, a ja całowałem każdy skrawek ciała przyjaciółki.
A może już nie przyjaciółki?
Nie ważne.
Nasze oddechy były płytkie.
Rozsiadłem się wygodnie gotowy do działania. Jednym mocnym ruchem wszedłem w jej delikatne ciałko powodując spustoszenia.
Al skamle, zadowolona z chwili tak wielkiej rozkoszy. Jej ostry oddech czułem przy swojej szyi twarzy.
Jej ciało i moje ciało przeżywające ogromne, przyjemne tortury.
Wypuściła ze świstem całe powietrze, a ja czułem jak oddaje mi się nie mówiąc nic. Ten moment był cudowny, słodki i przejmujący.
Objąłem ją ramionami nie chcą wypuścić i przyciskając do siebie.
Jej oczy były jakie dwie iskierki, które płonął i rozpoczynają pożar.
Oddychałem głęboko, a ona jęczała przez zaciśnięte usta, czułem jej zmęczenie i ogromne podniecenie.
Stop.
Wyszedłem z niej szybko.
-Jak było? -pytam patrząc w jej oczy.
-Cudownie. -miauczy robiąc mi malinkę na szyi.
-To dobrze, bo jeszcze z tobą nie skończyłem maleńka. -uśmiecham się szarmancko rozkładając jej dopiero ściśnięte nogi.
Była kompletnie wykończona i widać że walczyła z potrzebą snu, jednak nie potrafiła się oprzeć mnie.
-Miałam taką nadzieję. -przez jej ciało przeszedł dreszcz przy czym zamknęła oczy.
Podnieca mnie to.
Mimo zmęczenia czułem w sobie niezwykła siłę.
Ponownie wszedłem w nią nagle, nie spodziewała się tego.
Mruczała coś pod nosem na co ja nie zwracałem większej uwagi.
Kochałem się z nią tak, jak gdybym drugiego razu mogło by nie być, nigdy nie wiadomo jak będzie.
-Pięknie pachniesz, mała. -komplementuje ją pokazując czułość.
Nie odpowiada.
Trzymała się mojego ciała jeszcze mocniej wbijając paznokcie.
-Mi też. -odpowiadam na jej pytanie zadane w myślach.
Uśmiechnąłem się, czując że jest moja i tylko, moja.
Po kilkugodzinnych igraszkach skończyliśmy swoją prace.
4 rano, spojrzałem kładąc się na łóżku z baldachimem panny Kastner.
Objąłem jej ciało, aby czuła że nadal jestem.
-Dobranoc. -mówi spokojnym głosem.
Ziewa.
-Dobranoc Alison. -pocałowałem ją w czoło i zamykam oczy, aby odpocząć.
Było cudownie Panno Kastner.

*******
I jest, i nie wiem co napisać.  I no ten tego. 
Całuję, 
mała A.

NEXT-9 KOMENTARZY.

sobota, 31 maja 2014

#006 "To będzie lepsze niż karteczka "kopnij mnie"." cz.1

21 lipca, poniedziałek, Dortmund.
-No co ty nie powiesz. -kpiłam z El. -Avocado jest obleśne. -drążyłam jedząc truskawki. -Smakuje jak rzygi. -jak można jeść coś tak okropnego? To jakaś paranoja.
-Nie znasz się. -burknęła. Jedząc łapczywie to, czego nienawidzę i mówię o tym głośno i wyraźnie.
-No właśnie, nie znasz się. -powiedział młody Reus wchodząc na balkon. Bronił swojej siostrzyczki, no tak, obydwoje są zawzięci.
-O znalazł się, najmądrzejszy idiota pod słońcem. -skwitowałam. Nie mam ochoty na żadne rozmowy z takim palantem jak on, chodź jego perfumy są boskie.
-Zamknij się Kastner. -uśmiechnął się chamsko. -Zaraz korona Ci z głowy spadnie, księżniczko. -dał mi do zrozumienia że tak łatwo nie wygram. Och Marco, jesteś tak seksowny a zarazem tak idiotyczny jak nikt inny.
-Znowu będziecie się na siebie wydzierać? -El była widocznie podminowana. -Mam dość tych waszych głupich tekścików. -spojrzała na mnie ukradkiem, po czym swój wzrok skierowała na brata, wpatrywała się w niego jak w obrazek. Przez chwile pomyślałam nawet, iż się czymś ubrudził. Szkoda, myliłam się.
-Nigdy! -powiedzieliśmy w tym samym czasie. Spojrzałam na niego, a on na mnie. Było to dość dziwne, a nawet bardzo dziwne.
-Ugh, skończ się śmiać jak stara babka.. -skwitował. -Nie przyszedłem tu się przekomarzać.-mówił dalej. -Kurwa do sprzątania księżniczki! -wrzasnął po czym wyszedł.
-Sam jesteś stara babka, boli mnie gardło. -odgryzłam się jak najszybciej. O nie, nie panie Reus, ze mną nie ma tak łatwo.
*
-Jakie bierzesz lody? -pytałam moją przyjaciółkę. -Ja wezmę 6 gałek. -uśmiechnęłam się szczerze. Mogę zachorować, ale te lody są przepyszne! Nigdy nie umiem się zdecydować, cała ja.
-Biorę czekoladę-banan, klasycznie. -miała dziś świetny humor. To takie dziwne, ostatnio jest ciągle jakaś nadęta lub zniechęcona.
-Ile gałek? -spytała naburmuszona kelnerka. Co mnie obchodzi że ma zły dzień? Niech się wyżyje na tym kto ją zdenerwował a nie na klientach.
-6. -mówiłam patrząc w okno.
Razem z El wyjechałyśmy na rolkach z lodziarni i usiadłyśmy na pobliskiej ławce, która była przed samym kościołem. Tą lodziarnie mogli otworzyć w zdecydowanie innym miejscu. Nienawidzę kościołów i tych księżulków, którzy gadają nie dorzeczy.
-Ali... ludzie właśnie wychodzą z kościoła, mój kuzyn miał przed chwilą ślub. -zmieszała się Elena. -Daj mi swoje okulary do cholery zanim wszyscy mnie zobaczą! -krzyknęłam w moją stronę, a jej policzki stały się wręcz purpurowe.
-Okay.... -zaśmiałam się, była zabawna jak się tak złości. Tak jest zawsze. -Chodź zabieramy się stąd.
Powoli wstałyśmy z ławki, aby ewakułować się z miejsca zamieszania.
-O ja pieprze. -jękła. -Stój, wszyscy teraz wyjeżdżają. Kurwa poznają mnie! Al, do cholery! -założyła kaptur, wyglądała jeszcze bardziej komicznie. -Nigdy więcej. -nie wiedziała czy się śmiać czy raczej płakać.
Nie miałyśmy innego wyjścia, ustałyśmy na chodniku, czekając aż wszyscy wyjadą, nie wpierdolę się przecież na ulice. Ugh.  Wszyscy ludzie oglądali się, zresztą nie ma się co dziwić. Dwie psycholki jeżdżą  na rolkach w czasie mszy i wszystkie. Do tego liżą lody, a jedna stoi jak słup ze ściśniętym kapturem i w okularach przeciwsłonecznych chociaż wcale nie ma słońca. Cudownie. Na parkingu zauważyłam czarne auto Reusa. Jeszcze lepiej, podirytowałam się. Zaraz zaczną się głupie przycinki i teksty. Jakie to my nie jesteśmy pizdnięte, bo stoimy jak święte krowy czekając aż ktoś nas przepuści, chodź wiadomo, że nikt się nie zatrzyma.
Przyglądając się autom zamarłam. Widziałam...na tylnym siedzeniu w czarnym BMW zauważyłam dokładnie taką samą osobę jaką jest Aria! Co do cholery?! Nie.. to nie możliwe.
-El... -jękłam smutna. -Widziałam ją. -może tylko mi się wydaje że to ona? A może po prostu gdzieś uciekła a jej rodzice robią wielkie halo? Teraz może jedzie na wesele i nie wie o tym, że każdy bardzo się martwi i jej szuka?
-Kogo? Alison, kogo widziałaś? -Elena próbowała mnie uspokoić.
-Widziałam... widziałam Arię. To nie jest możliwe, prawda? -spojrzałam jej głęboko w oczy.
-To nie możliwe. -syknęła. -Widziałam całą listę gości, jej nazwisko na niej nie widniało. -próbowała być opanowana. -Chodźmy już do domu. -jej humor momentalnie gdzieś zginął.
-Mam cię! -w hałasie klubu nocnego usłyszałam głos Alexa. Jego dłonie mocno trzymały się mojej talii. -Wszędzie cię szukałem mała. -uśmiechnął się szelmowsko. Czułam jego oddech przy mojej szyji, był zdyszany.
-Szukałam cię. Gdzie ty byłeś? -szybko wyrwałam się z jego objęć. -Łatwo się tutaj zgubić. -uprzedziłam. -Jest tu znacznie za dużo ludzi. -ciągnęłam dalej. -Masz to po co poszedłeś?
-Oczywiście. -podał mi mała torebeczkę z białym proszkiem do której mimowolnie się uśmiechnęłam.
-No to, idziemy się bawić! -wykrzyczałam radośnie.
Na lekkim haju poszliśmy w tłum. Wydawało mi się, iż wszyscy byli tutaj albo napici, albo naćpani. Cały świat w jednej chwili zaczął mnie zadowalać. Nie przyszliśmy tu w końcu podpierać ścian czy sączyć rozrzedzone piwo. Każdy przyszedł tu aby dobrze się zabawić!
Godziny leciały jak gdyby biegły na zawodach chcąc być pierwsze. Bawiłam się jak tylko umiałam, nie patrząc na to jak może to wyglądać. Nasza ekipa była pierwszorzędna tak jak klub zresztą. Zawsze świetnie dogadywaliśmy się z Alexem, był dla mnie przyjacielem, ale czy ja dla niego również? Mówią że przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Mimo to ja jestem zdania że wszystko istnieje, albo tylko sobie to wmawiam. Nic mnie z nim nie łączy, nigdy łączyć zresztą nie będzie, znamy się od piaskownicy, on wie wszystko o mnie, ja o nim, ale nie chce żeby był kimś więcej niż jest teraz.
21 lipca, poniedziałek, Dortmund. 
Perspektywa Eleny.
Marco! -wpadłam do pokoju farbowanego jak burza mimo iż było grubo po 24. -Miałam okropny sen! -ocierałam oczy od łez. Może wezmę go na historyjkę o okropnym śnie.
-Co..? Co się stało? -próbował się rozbudzić, na marne. Jego oczy ciągle się zamykały, na tych treningach muszą go okropnie męczyć. Chamy.
-Mówię ci przecież. Miałam koszmar. Boję się. -z moich oczu płynęły potoki łez. Na pewno się nabierze, pomyślałam.-Mogę...-przerwałam. -Mogę do ciebie? -zgrywałam naiwną. Chowając ręce za siebie.
-Och bożę, chodź. -zrobił dla mnie miejsce i odsłonił kołdrę. -Wskakuj. -zaprosił ręką. -No więc co ci się takiego przyśniło moja mała siostrzyczko? -stał się w jednej chwili taki kochany.
-No więc. -mówiłam głosem przestraszonej małej dziewuszki. -Śnił mi się okropny sen... śniło mi się, że tata zabił mamę, bo ta przespała się z innym, a on na tym ją przyłapał... ojciec był tak wściekły że odebrał życie tobie, mój braciszku. -powstrzymywałam udawane łzy. -I zostałam sama..  jakiś mężczyzna wszedł przez okno do domu, miał na sobie kominiarkę i nóż. Podszedł do mnie, taki wściekły, i dźgnął mnie nożem. I znowu, znowu i znowu. -przejęłam się tym co mówię. -Bolało jak by to było na prawdę, na szczęście, obudziłam się, ale nadal się boje, że to się zaraz stanie.
-I tyle? -nie przejął się, cholera. -No ale jeśli się boisz... to był tylko sen i nic więcej. -patrzył na mnie i gładził moje włosy. -A teraz, chodźmy już spać, proszę cię. -uśmiechnął się delikatnie. -Możesz zostać.
-Nie będę robić ci problemu... -czekałam aż powie że to nie problem. Plan zdobyć brata jest idealny! Pochwaliłam sama siebie w myślach.
-To żaden problem Elenko. -Ha! Wiedziałam. Po tylu latach nieraz można wyczuć co powie.
-No więc.. dobrze. Zostanę. -nadal zgrywałam biedną.
-Śpij dobrze, El.
-Aaaaaa! -wrzasnęłam.
-Co znowu do cholery?! -podirytował się.
-Marco! Grzmi! -panikowałam. -Wiesz jak bardzo boję się burzy!
-Eh, to tylko wyładowania atmosferyczne, nic ci się nie stanie. Jesteś bezpieczna. -stał się oschły. -No chodź tu do mnie. -zaprosił gestem ręki.
Wtuliłam się w umięśnione ciało brata, był taki ciepły. Każda chwila z nim była dla mnie ogromnym spełnieniem. On zobaczy, zobaczy że jeszcze będzie mój, i tylko mój. Odchyliłam się delikatnie, by spojrzeć jak śpi. Cmoknęłam go w usta.. och, to takie cudowne.
-El. -nie wiedział co się dzieję. -Czemu mnie pocałowałaś?
Od autorki: Jest i 6 rozdział. W końcu zebrałam się, aby coś napisać. Ciągle nie ma mnie w domu co odbija się na blogu. Sytuacja z ślubem, nie była przeze mnie wymyślona, tak stało się naprawdę. I to nie dawno. Głupia ja. A no i oczywiście, nie byłam sama, razem z Julianną Kot zgrywałyśmy idiotki xD Haha, ciekawe czy jej kuzyn ją rozpoznał no ale.. 
Buziaczki, 
A. 
CZYTASZ? ZOSTAW PO SOBIE ŚLAD. 
Next=8 komentarzy. 

wtorek, 13 maja 2014

#005 "Aria zawsze lubiła odgrywać scenki z powieści."

20 lipca, Dortmund.
Jak zawsze w niedziele spałam, aby odespać sobotnią i piątkową imprezę. W kieszonce spodni poczułam znaną mi wibrację, numer, który dobijał się do mnie wydawał się absolutnie nie znany.
-Dzień dobra, komenda Policji. -przedstawił męski głos.
-Tak? -nie mogłam nic innego wydusić z moich ust.
-Mówi pani z Martinem Klose. Prowadzę sprawę zaginięcia Arii Ziegler. -jego stanowczość w głosie mnie przerażała.
-Jakim... jakim zaginięciu?! -o czym on do cholery mówi? Jestem zdruzgotana. Moje oczy zaczęły napełniać się rzewnymi łzami.
-Na jakim świecie pani żyje? -nagle stał się arogancki. -To podobnież pani przyjaciółka. -mówił dalej.
-Tak, to moja przyjaciółka. Co się stało? -mój głos był co raz cichszy, szeptałam.
-Od poniedziałku nie zjawiła się w domu, jej rodzina zgłosiła zaginięcie. Prosimy panią o wstawienie się na komendę w celu złożenia zeznać z owego poniedziałku. W tej chwili przesłuchiwana jest panna Kästner. Do zobaczenia. -rzucił szarmancko policjant po czym się rozłączył.
Co się tu do kurwa dzieje? Czemu nikt nic nie mówi, nie powiadamia? Nie rozumiem, też zachowania mojej głupio-mądrej przyjaciółeczki-Ali. Nie odzywa się do mnie, a do tego lepi do mojego Marco. Dobrze że wczorajszej nocy był Goetzei odganiał ich od sibie, nie wiem czym by się to skończyło.
Kończąc moje zamyślenia i ocierając łzy wstałam z łóżka i powolnym krokiem wyszłam ze swojego królestwa. Kierowałam się po schodach na parter, a później do kuchni gdzie kucharzył Marco.
-Musze wyjść. -skierowałam słowa w jego stronę, o ja pierdolę! On stoi w samych bokserkach. -Co robisz? -patrzyłam na niego od góry do dołu napajając się widokiem prawie to nagiego brata.
-Idź do ściany, jebnij w nią głową i pomyśl. -warknął w moją stronę. -Robię jajecznice. -nie spojrzał nawet na mnie, nadal kroił cebulę. To przez nią, bo co ma większe cycki? Gruba jest i tyle!
-Kochany braciszek. -warknęłam w jego stronę. Kocham Cię sukinsynu.  -Wychodzę. -Podeszłam do lodówki, po czym wyjęłam z niej sok pomarańczowy i zaczęłam zachwycać się jego intensywnym smakiem.
-Gdzie? -był zimny w stosunku do mnie.
-A co, mam się tłumaczyć? -rozśmieszyło mnie jego zachowanie.
-Zresztą, chuj mnie to. -był widocznie zamyślony. -Wróć do 22. -Aha? A ile ja mam lat, znalazł się kochający brat.
-A więc wrócę, po północy. -robiłam mu na przekór.
-Widzę cię o 22 w domu. -odszedł od patelni. -Do widzenia. -wcisnął mi w ręce moje buty.
-Wyganiasz mnie? -zdziwiłam się.
-Ujął by m to inaczej, wypierdalaj mała nie mam humoru na twoje zabawy. -fuknął.
-Oh, boże. Ty i te twoje męskie, przerośnięte ego. -cmoknęłam go w policzek.
-El, już cię nie ma. -wskazał palcem na drzwi frontowe.

20 lipca, Nieokreślona lokalizacja.
Kolejny dzień w tym domu, nie to że jest brzydki czy coś, ale niech ten psychol mnie wypuści! -krzyczałam w myślach.
Jedynym pocieszeniem jest to że, nie obciął mi włosów, palców, i w ogóle. Nie zrobił mi krzywdy, to jedyny pozytywny fakt w tej całej chorej aferze. Cieszę się że, od paru godzin nie ma go. W prawdzie nie przetrzymuje mnie tu związanej, zamyka tylko drzwi wyjściowe, a klamki od balkonów i okien są po wyciągane, aby uniemożliwić mi ucieczkę.
Drzwi delikatnie uchyliły się.
-Witam. -krzyknął zamykając drzwi.
-Cześć. -co innego mi pozostało? Chyba nic. Mam nadzieję, że policja mnie już szuka. -Gdzie byłeś? -w prawdzie był on miłym człowiekiem, może trochę nienormalnym.
-Byłem w pracy. -mówił wykładając zakupy.
-Kiedy mnie wypuścisz? -te pytanie wciąż było w moich myślach.
-Nigdy, będziesz moja już na zawsze. -jego głos był pewny tego co mówi.
-Znajdą mnie, a ty pójdziesz do pierdla. -czekałam na ten dzień z utęsknieniem.
-Nie, a ty. -złapał mnie za nadgarstek. -Masz być grzeczniutka skarbie.
-Nigdy. -wyszeptałam i zamknęłam się w łazience, tutaj czułam się bezpieczna.
-Aria, moja kochana Aria. Jak możesz być tak bardzo naiwna? -przeszły mnie dreszcze.
-Nadzieja, matką głupich. -krzyczałam żeby słyszał dokładnie moje słowa. -A ty jesteś beznadziejny.
-Licz się z tym co mówisz, chyba nie chcesz żeby stałą ci się krzywda. -zakpił ze mnie.
-Nie chce, więc mnie wypuść stąd a nikt nie dowie się o tym że mnie tu przetrzymujesz. -próbowałam negocjacji.
-Nic z tego, kocham cię skarbie. -coś spadło na podłogę.
-Co się stało? -może właśnie idzie z siekierą mnie zarąbać, przestraszyłam się. Ugh, przygryź ten swój długi jeżyk i bądź cicho,
-Nic, nie martw się. To tylko szklanka się stłukła. -uspokajał mnie chociaż ja byłam w innym pomieszczeniu. -Wyjdź z łazienki, na pewno jesteś głodna. -nalegał.
-Dobrze. -sprawiał że robiłam się co do jego osoby bardzo potulna.
-Nie bój się mnie, Aria. -uśmiechnął się gdy wyszłam z łazienki. -Nie zrobię ci żadnej krzywdy. -zapewniał. -Czuj się bezpieczna w moim towarzystwie.
-Jak mogę czuć się bezpiecznie, gdy jestem uwieziona w tym domu?! -wybuchłam. Aria, co ty do cholery robisz?!
-Spokojnie, kiedyś zrozumiesz dlaczego to robię. -spojrzał na mnie znaczo po czym zabrał się za robienie kolacji.
*****
No, więc tyle, jest kolejny rozdział którego nie mogłam skleić. Nic ciekawego no ale, następny będzie mega długi i bardziej udany. A to, nie wiem co to jest wgl. No to chyba tyle. W końcu na jaw wyszło to, iż Aria zaginęła. To co będzie dalej będzie moją wielką tajemnicą.
PS. Elena w następnym rozdziale będzie bardzo zalotną dziewczynką w stosunku do braciszka, co nie spodoba się jasnowłosej przyjaciółce. 
Całuje,
A.



poniedziałek, 5 maja 2014

#004 "Jesteśmy okrutni"

Obudził mnie cichy szept dochodzący z kuchni Reusów, spojrzałam na ekran telefonu 3:56, ciemnowłosa spała na kanapie w salonie. Postanowiłam przysłuchać się tej rozmowie, jak to mówią ciekawość- pierwszy stopień do piekła. Zaczęli podnosić na siebie głosy, teraz już wiem,jeden z rozmówców to blondyn, który zadomowił się i nie chce się wynieść z myśli swojej siostry.
-Ucisz się. -warknął młody syn Reusów. -Obudzisz je i dopiero będzie. -jego poważny głos rozchodził się w moich uszach. Już je obudziłeś gamoniu i teraz ta bardziej dociekliwa cię podsłuchuje, ha!
-Nie ważne, ale należało mu się, z nami nie ma żartów. -odezwał się drugi głos, chwila chwila, chyba wiem kto to jest, Alan? A co ty tutaj...?
-Wiem przecież, nikt nie widział jak skręciliście mu kark? Mam nadzieje ze żadnych obserwatorów nie było lub skończyli jak nasz kochany Max, teraz zapamięta, że przekręty tutaj to zły pomyśl. -znowu ten głęboki głos, chyba zaczynam się domyślać co widzi w nim Elena. Tylko czy oni zabili człowieka? O czym oni do cholery gadają?
-Oczywiście szefie, nikt nic nie wie i się nie dowie. -Coś spadło ze stołu na którym rodzina jadła najczęściej posiłki. -Cholera! -wrzasnął ciemnowłosy fan motoryzacji. -Kurwa, jeszcze się skaleczyłem. -był podminowany.
Cichutko zachichotałam, zawsze gdy się złościł jego głos był dla mnie komiczny. Teraz wiedziałam, że wiedzą o tym że nie śpię. Przekręciłam się na drugi bok by stłumić swój chichot, ale chyba nie wyszło. Na moim ciele poczułam przyjemny dotyk, zadrżałam. Męskie ręce objęły moja talię i przytuliły mocno do umięśnionego ciała, woń mocnych męskich perfum uderzyła w moje nozdrza.
-Śpij Al. -wyszeptał, ten męski głos, ach. -Kurwa mała, czemu musisz być taka ponętna? -głos Marco był co raz to bardziej podminowany.
-Eh, może dlatego, że Al jest niczego sobie kobietą. Och, wiem że masz na mnie ochotę draniu.- -skarciłam go w myślach. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Alan, idź już do domu. Pa bro. -pożegnał go jasnowłosy. Uf, chyba nie zauważył moich uniesionych kącików ust.
Drzwi wyjściowe zamknęły się, a moja przyjaciółka przekręciła się. Nie wiem czy spała.
-El, idź spać, jest późno. -fuknął do swojej zakochanej po uszy siostry.
-Mhm. -zmieszała się. -Czemu masz na kolanach A? -stała się tak bardzo dociekliwa. Co cie to obchodzi głupia dziewczyno lekkich obyczajów?
-Chyba miała koszmar, zresztą nadal śpi. -mówił stłumionym głosem. -Ty też spij.- powiedział do El z uczuciem. -A Alison wezmę do siebie, ciśniecie się tylko na tej kanapie. -ucałował ja w czoło po czym wstał ze mną wtuloną w jego ciało. Był taki ciepły i słodki, ale to chyba tylko chwilowe. Zawsze był zimny i nieczuły.
Po krótkiej drodze do pokoju jasnowłosego zostałam lekko położona na aksamitną pościel pachnącą tymi samymi perfumami co mój "bohater", który wyrwał mnie ze szpon "koszmaru".
Przymrużyłam oczy, zasłonił okno w swoim pokoju po czym ściągnął koszulkę, klamra od paska zadźwięczała, a czarne spodnie zsunęły się i opadły na podłogę. Teraz widziałam jego całe ciało, bardzo umięśnione ciało. Położył się obok mnie, przykrył delikatnie kołdrą. Moje powieki stały się ciężkie i usnęłam.

Środa, 16 Lipca. Dortmund.
Obudził mnie Marco, który kręcił się i miotał po łóżku. Boże, co on ma jakieś schizy? Rozczochrałam jego gęsta czuprynę, tak aby się obudził.
-Ooo, a kogo ja mam dzisiaj w łóżku? -poruszył brwiami, by zaraz potem położyć dłonie na twarzy. -No co ty, o takiej godzinie mnie budzisz? Nie wyspałem się mała, -fuknął w moją stronę.
- Biedaku, wystarczy ci tego spania. -uśmiechnęłam się zwycięsko. Ha! Teraz już nie pośpisz! Śmiałam się w myślach.
-Spania może i tak...ale, no chodź, chodź ze mną do łóżka. -powiedział melodyjnie. Czemu przychodziło mu to tak łatwo? Myśli, że jestem taka łatwa? O nie. -Ja będę w tobie a ty będziesz we mnie. -w jego oczach zalśniło.
-Ty chyba jeszcze śpisz. -uderzyłam go poduszką, co wyraźnie go podkurwiło.
-Nie pozwalaj sobie rozumiesz?! -krzyknął w moją stronę. -Jeśli będe miał ochotę zrobię z tobą co ze chce, rozumiesz kurwa Al? -trochę ochłoną. Boże, co za facet.
-Chyba śnisz, Reus. -skarciłam go. -Twój bulwers mnie nie rusza. -uśmiechnęłam się szelmowsko.
Nadal był wściekły, usiadł na łóżko tak jak ja, a później przyciągnął do siebie.
-Nigdy nie bądź taka pewna siebie, oj zmieniłaś się mała. -był tak bardzo chamski.
-Każdy się zmienia, ja chociaż nie zmieniłam się w taką zimną kurwę jak ty. -poczułam nagły przypływ adrenaliny.
-Tak? I co jeszcze? -przycisnął mnie do siebie. -A co by było gdyby nasza porządnicka A nagle zaginęła? -zaśmiał się.
-I co jeszcze? Kogo ty człowieku oszukujesz? Nie umiesz kochać i nigdy się nie nauczysz! -wrzasnęłam. -Myślisz, że udając takiego "kochanego" zmienisz siebie? Nie. Marco kurwa, zawsze taki byłeś. Podły kutas. -gotowało się we mnie. Och, mam zaginąć tak? Interesujące. Nie boję się. -czułam jak bardzo jestem teraz pewna tego co mówię. Marco stał się teraz jeszcze gorszy niż był parę lat temu, chociaż może nie, odrzucał zaloty wszystkich dziewczyn, nawet tych najbardziej popularnych. Pamiętam jak kiedyś, siedział z dziewczyną na murku i rozmawiał, wydawało się, iż czuł coś do niej, tak jak ona do niego zresztą. Kiedy ona chciała go pocałować, tak po prostu na odchodne on odsunął się... i wybuchł. Tak po prostu, stwierdził, że jakaś łatwa mu nie potrzebna, pamiętam że później Marco drwił z niej, aż dziewczyna przestałą chodzić do szkoły.
-Zamknij sie Kästner. -uderzył desperacko w ściane. -Idę na trening. -burknął w moją stronę po czym wyszedł.

******
Przepraszam! Przepraszam, że rozdział jest dopiero teraz ale nic nie mogłam napisać, brak czasu. Ugh. No ale oddaje w wasze rączki, czwarty rozdział, mam nadzieje ze sie komuś spodoba.
Jutro poprawie błędy jeśli takowe są.
Do następnego!
A.

 CZYTASZ? ZOSTAW KOMENTARZ! 



sobota, 26 kwietnia 2014

#003 "Al, jesteś idiotką"

Co mogłoby ucieszyć faceta, który przed chwila był ponury? No tak, to pewnie jakaś dziwka stojąca w skąpych ciuszkach i czekająca na swoja ofiarę, chwila... obejrzałam się. Nie, nie mogłam w to uwierzyć, co ona robiła tu o takiej godzinie? W takim stroju i myjąca samochód? To jakiś żart, jeden wielki żart, jestem w ręcz tego pewna. Ali, myła samochód, była przesiąknęła do suchej nitki, a jej jakże skąpy podkoszulek prześwitywał ukazując zgrabne ciało i czerwony koronkowy stanik. Usiedliśmy na ławkę naprzeciwko Villi Kästner'ów.
-Hej, mała! -blondyn uśmiechnął się szelmowsko. -Może i mi wypucujesz autko w takim stroju? -poruszył znacząco brwiami.
-No, ależ oczywiście. -Kästner'owa jest nieprzewidywalna, nawet bardzo. Nikt nie może jej rozgryźć, jej plany ujawniają się dopiero po zrealizowaniu.
Poprawiałam swoje kruczoczarne włosy, gdy Ali podeszło do ławki okupowanej przez nas z wężem ogrodowym.
-Taki pewny jesteś blondasku? -jej oczy zabłysły, no nie, ona i jej kolejny niecny plan.
-Bardzo. -był taki pewny siebie. Coraz bardziej mi się podobał.  Elena! To twój właśny brat do cholery jasnej! Nie może ci się podobać! Dlaczego przy nim tracę kontrolę nad sobą? Swoim ciałem i myślami? Czuję się taka krucha, gdy tylko go widzę, jest dla mnie taki opiekuńczy,a  z drugiej strony jest takim draniem. Czemu właśnie on musi być moim bratem? A nie jakiś pryszczaty gościu?!
Młoda Kästner odkręciła strumień lodowatej wody i potraktowała nim mojego braciszka. Kochana, mnie oszczędziła.
-Przegięłaś! -Marco był wściekły.
-Ojoj, kochany, jesteś uroczy taki wściekły. -puściła mu oczko. -A i fajne ciałko, też sobie popatrzę.
Marco rwał do niej żeby ją przestraszyć ale w odpowiednim momencie zatrzymałam go.
-Zostaw ją, to moja przyjaciółka. -mój głos był stanowczy, to dziwne.
-Jaka niby przyjaciółka?! Nie widziałem jej nigdy u nas więc nie zmyślaj! -prychnął w moją stronę.
-Marco, kochany Marco, to Ali, Alison Kästner nie pamiętasz? -próbowałam poukładać wszystko w jego myślach.
-To ona? Czemu nie powiedziałaś wcześniej? -uspokoił się i podszedł do niej, mam się bać?
-Al zmieniłaś się, czemu przestałaś się odzywać? -złapał ją za rękę. -Mówiłem Ci, że się znamy, wtedy, wiesz o co mi chodzi, Al kurwa.
-Chwila, chwila. Kiedy się widzieliście? -wtrąciłam się do ich konwersacji.
-Nie ważne El. -burknął w moją stronę.
-Czemu? Ja jestem inna, ty jesteś inny, każdy jest inny, jestem inną osobą, nie jestem dawną Al, sama nie wiem kim jestem, nie przeszkadza mi to. -bawiła się palcami, nienawidziła takich sytuacji. -Musze iść, pa El. - pomachała na odchodne i weszła do garażu.

Perspektywa Arii. 
Nie wykryta lokalizacja. 
-Zostaw mnie! Zostaw! -krzyczałam tak głośno jak mogłam. -Czego ode mnie chcecie?! -płakałam, cóż mi pozostało?
-Spokojnie, i tak nikt Cię nie usłyszy, nikt. Jesteśmy tu tylko we dwoje, już nikt nas nie rozłączy. -zaśmiał mi się prosto w twarz, a to podły skurwiel. Jeszcze nie wiem z kim zaczyna.
Nie odpowiedziałam nic. Próbowałam jakoś uciec, ale niestety ON przywiązał mnie do krzesła, dlaczego mi to robi? Dlaczego chce niszczyć moje życie? Co takiego zrobiłam? Moja odwaga zeszła na drugi plan, jestem teraz tak bardzo krucha, boję się, boję się co ten skurwiel jest mi w stanie zrobić. Cholera, wiem! Mam telefon w kieszonce spodni, jeśli tylko uda mi się go wyjąć i zadzwonić kiedy wyjdzie.
Poczekałam aż porywacz wyjdzie z pomieszczenia, w  którym przebywam, zaczęłam delikatnie poruszać ręką tak abym po chwili mogła wyciągnąć komórkę, boże proszę Cię pozwól mi stąd uciec. Tak! Wyjęłam go, cholera! Blokada telefonu! Próbowałam go odblokować. PIP! O nie! Kurwa nie! Ten cholerny dźwięk!
-Już chcesz ode mnie uciec? Tak szybko? No co ty Ario, moja kochana Ario. -pogładził mnie po podbródku. -Oddaj mi to, nie potrzebne Ci. -nie oddałam telefonu. -Ario, oddaj zanim się zdenerwuje. Kurwa, Aria! Oddaj mi to do cholery! -wyrwał mi telefon. Na policzku poczułam ogień, spoliczkował mnie, z moich oczu mimowolnie popłynęły łzy, tak bardzo bolało.

Perspektywa Alison. 
Jak poparzona wpadłam do domu Reus'ów. Byłam tak znudzona, że nic innego nie zostało, o boże! Cała się zdyszałam, było już późno, dochodziła  23, a rodziców młodzieży nie było.
-A lalalal! -krzyczałam na cały dom, miałam ochotę ich pobudzić, mogli nie pozwolić abym zdobyła klucze do domu.
-Ali, co ty tu? -ze schodów wyłoniła się Elena w piżamach.
-Odwiedzam Cię! -byłam pełna entuzjazmu.
Usiadłyśmy przed telewizorem, jednak El, ona byłą nieobecna, coś się stało?
-El, co jest? -spojrzałam na dziewczynę siedzącą pod kocem. -Czemu jesteś smutna? -spytałam z troską.
-Bo nie radosna! -fuknęła w moją stronę.
-To jakiś chłopak? -nie dałam jej wyprowadzić mnie z równowagi.
-On, on ciągle siedzi w mojej głowie. -wskazała na telefon, na którym było zdjęcie jej brata. Chwila, ona czuje coś do niego? A to suka. Serio? Myśli ze on ją pokocha? Myli się. 
-Nie opłaca się kochać, takie jest moje zdanie. -kłamałam. Nie wiem co mną kierowało.
-Miłość to piękne uczucie, ale miłość to także ból, smutek oraz cierpienie. -jej głos łamał się.
-Nie bądź naiwna. On nie myśli o Tobie w taki sposób, nawet nie patrzy. -ale jestem suką, teraz to czuję. - Nie jest potrzebna mu biedna siostrzyczka do pocieszania, on potrzebuje kogoś innego niż ty, kogoś na kogo zasługuje. -jestem taką idiotką. Dlaczego to kurwa powiedziałam?!
Poczułam jej ciepło na moim ramieniu, biedna. To chyba była gorzka prawda. Łzy spływały z jej oczu, czułam się tak cholernie winna. To przeze mnie płacze. Ale każdy może kochać, nawet ktoś taki jak ja.
-Tak, taka jest prawda. Dobranoc Al. -lekko uśmiechnęła się po czym zamknęła zmęczone powieki.
Wszyscy mówią, że miłość jest aniołem. Jednakże miłość nie może być aniołem, może być diabłem - sprowadza cierpienie i płacz. Sprawia, że masz ochotę mordować, aby nikt nigdy nie zabrał ci kogoś kogo kochasz. Jak coś tak destruktywnego może być nazywane aniołem? Coś tak podłego?
Miłość nie jest aniołem- jest demonem w najgorszej postaci, jest piękny  i uwodzicielski, jak pewiem mężczyzna który był w mojej głowie przez tyle lat, i być może wrócił teraz? jest demonem o czarnych skrzydłach ochlapanych czerwoną krwią i mieszającym w głowach.

*******
Parę słów ode mnie: Mamy rozdział i w końcu mogę powiedzieć że jestem nawet zadowolona. W tym tygodniu wiele rzeczy i sytuacji dało mi do myślenia, czy coś co trwało tak długo, da się zepsuć przez jedną kłótnię? Nie wiem. Szkoda tylko, że bardzo tego żałuje, a z naprawą błędów jest już gorzej. Wracając- czy między Marco i Al było coś przed laty? A co z miłością Eleny do własnego brata? Przecież to niedorzeczne. A Aria? Kto jest tajemniczym porywaczem i czego oczekuje? Hmm.. mam ostatnio wiele planów. No i tak, zapomniałabym!
           Jeśli czytacie dajcie znak życia! Nawet najmniejszy! 


Całuję,
A.

czwartek, 17 kwietnia 2014

#002 "Kim jest brat Eleny?"

Moim oczom pokazał się obraz, który.. hmm, widziałam chyba pierwszy raz. Oni po prostu ją gwałcili, zastanawiałam się czy mam jakieś schizy czy jest to "okrutna" prawda? Nie wiem. Patrzyłam na to jak zrywają z niej jej ubrania, słyszałam łkanie tej biednej istotki. Czy coś we mnie pękło? Możliwe, ale szybko się otrząsnęłam. Nie mogłam się ruszyć, stałam jak wmurowana w ukazujący się obraz. Brunet oparł dziewczynę o maskę czarnego Mustanga, zamknęłam oczy, nie chciałam już na to patrzeć. Takie właśnie jest tutaj życie, będąc człowiekiem nie znanym wyższej sferze nie można kręcić się w okolicach tej ulicy. Eh, życie.
Postanowiłam się jak najszybciej wycofać, nie chciałam zostać zauważona. Próbując iść jak najciszej potknęłam się o jakąś cholerą, kurwa cholerną puszkę, nie wywróciłam się jednak zrobiłam niesamowity hałas. "Kurwa!" wymknęło mi się samo z ust, jestem pewna że to usłyszeli. Ustałam za samochodem, usłyszałam ich głosy.
-Stary, słyszałeś to? -powiedział znajomy mi głos. Pytanie: skąd? Jak na złość w mojej głowie było milion myśli na raz.
-Słyszałem, ale szczerze mówiąc, mało mnie to obchodzi, i tak jesteśmy bezkarni. Nikt nic mi nie udowodni. -w jego głosie było słychać pewność.
-Wiem o tym, ale chodzi mi o to, że to może być jakaś kolejna bezbronna istotka. -wyjrzałam żeby zobaczyć co robią, blondyn który przed chwilą mówił o nowej ofierze popchnął Jennę, wydaje mi się że, po to aby poszła do domu, już im się znudziła.
-O tej godzinie? Wszystkie takie już śpią. -miał bardzo głęboki głos, można powiedzieć iż był on w jakimś sensie podniecający.
Moje skupienie właśnie runęło, obok mnie przebiegła wystraszona dziewczyna, miała parę siniaków tu i tam. W jej ręce było jakieś 500 euro. Chwila, zgwałcili ją a teraz dali jej pieniądze? Nieźle. Zastanawiałam się teraz co zrobić; iść stąd teraz czy czekać aż odjadą? Wydaje mi się że oni się nie śpieszą z powrotem, eh pójdę. Nie boje się! Poprawiłam swoją sukienkę i wyszłam niewzruszona. W głębi duszy chciałam krzyczeć, byłam wystraszona. Byłam jakieś dwa metry od owych mężczyzn. Czułam ich wzrok na moim ciele.
-Oooo...hej. -powiedział do mojej osoby blondyn. Teraz już świetnie wiem kim on jest. Pytanie czy on mnie poznał?
-Hej. -na końcu języka miałam jego imię. Tak to człowiek, którego kiedyś znienawidziłam za to że nie miał na mnie czasu. Kiedyś, mieliśmy świetne kontakty ale zaczęłam go odrzucać. Był wtedy rudowłosym 17-letnim chłopakiem, nie miał na nic czasu, zawsze był czymś zajęty. Jest bratem El, nazywa się Marco. Marco Reus ten skurwiel gwiazdorzący w Borussi Dortmund, tutejszym klubie. Nie widziałam go od lat, nieźle wyrósł, stał się przystojnym jasnowłosym mężczyzną za którym szalały wszystkie kobiety. Szybko domyśliłam się iż ma już 23 lata, bo od nas był starzy 3 lata. Nie wyglądał na swój wiek.
-Może się zabawimy? -ujrzałam jak brunet jednoznacznie porusza brwiami.
-Chyba sobie żartujesz. Pa M.. pa nieznajomi. -na twarzy niegdyś bliskiego mi człowieka malowało się zastanowienie i nice zdziwienia.
-Czekaj. -blondyn złapał mnie za rękę. -Znamy się, prawda? -on spodziewa się że, powiem: Tak oczywiście? Śmieszne.
-Nie. -burknęłam stanowczo w jego stronę, chyba się zdenerwował, w jego oczach pojawił się płomień, płomień złości. Z tego miłego chłopaka zmienił się w skurwiela.
- Jesteś taka pewna? I ładniej się odzywaj, bo zrobię ci krzywdę. -złapał mnie za nadgarstki. Poczułam ból, ale nie pokazywałam tego.
-Jestem pewna, chyba nie wiesz z kim zadzierasz w tej chwili. -splunęłam w jego stronę.
-Reus, odpuść jej. Swoich się nie rusza. -brunet chyba zauważył moją czarną wąską bransoletkę, którzy noszą nasi. On też taką miał. Chwila.. to kim on jest?
-Masz szczęście. Wsiadaj. -nadal był zdenerwowany. Co on sobie w ogóle myśli? Otworzył mi drzwi od swojego auta.-Nie będziesz wracać sama o takiej porze. -mi się wydaje czy on jednak mnie pamięta? Nie, tylko nie to.
Wsiadłam do auta, co miałam do stracenia? Nic. Mój nos wypełnił zapach mocnych męskich perfum, które od razu namieszały mi w głowie. Było nas czworo, Marco jechał, ja siedziałam na miejscu pasażera z przodu, a obaj ciemnowłosi siedzieli z tyłu. Panowała niezręczna cisza. Jedyne o co spytał blondyn to to gdzie mnie wysadzić. Wyszłam na dobrze znanej mi ulicy, poszłam do domu i spojrzałam w lustro, zmyłam makijaż i ja położyłam się spać w ubraniach w których poszłam na imprezę. To był ekscytujący dzień.
***
Wyszłam z moim jakże głupim bratem na spacer, przechadzaliśmy się znanym nam uliczkami Dortmundu, które grzeszyły swoim urokiem. Lipcowy wietrzyk rozwiewał moje włosy. Rozejrzałam się do o koła- tak, to uliczka na której mieszka blondynka.
-Ależ oczywiście że przyjadę. -powiedział do słuchawki telefonu mój brat.
-Nie nie przyjedziesz. -uśmiechnęłam się złowieszczo i zabierając mu telefon.
-Ej! To ważne idiotko! -wrzasnął. -Oddaj mi ten telefon.
-Nie. To miał być spacer. -przewróciłam oczami. -Spójrz jak jest tu pięknie, zostaw ten telefon!
-Dobra dobra. Nic ciekawego tu nie widzę. -założył swoje czarne okulary przeciwsłoneczne i przeczesał włosy.
Szliśmy dalej. Nagle usłyszałam piosenkę, którą kochała Ola, zdziwiłam się. Mój brat był czymś najwyraźniej zaciekawiony, a może był to ktoś? Spojrzałam tam gdzie on.
-Marco co tam widzisz? -zachichotałam.
-Patrz, pięknie. -wygiął usta w charakterystyczny dla niego uśmiech.

_________________________________________________________________________________
Od autorki: No więc mamy drugi rozdział! W następnym rozdziale trochę namieszamy. Czy jest tu miejsce na miłość i "słodkie" chwile? W następnym dowiecie się co dzieje się z Arią! Czy jest w Do? Czy wszystko z nią dobrze? Hmm.. może być ciekawie. 
PS. Pozdrawiam Paulinkę i Igę xD Nie wiedziałam ze czytacie! ♥
                                                                                                                                                                                                        Całuski
                                                                                                                                                                                                                A.
       

piątek, 11 kwietnia 2014

#001 "Uważaj gdzie sie szwędasz"

Znowu jestem w klubie, znowu z moją elitą. Kolejna noc spędzona w klubie, kolejny raz upije się do nieprzytomności lub zażyje kilka pastylek Ekstazy lub czegoś mocniejszego, tak dla zabawy. W moim towarzystwie jest to normalne, my.. my możemy wszystko. Nikt nam tego nie zabroni. Niech by tylko spróbował, nie chce wiedzieć jakie będzie miał tego konsekwencje, hm kulka w łeb czy raczej podcięte gardło? Tak, takie rzeczy mogą spotkać każdego, który zdenerwuje kogoś z nas. W sumie, jestem z tego szczęśliwa, jestem kimś, kimś kto może być bardzo niebezpieczny.  Każdy się myli, każdy. Jestem z jednej strony słodką dziewczynką, która przy swoim mężczyźnie ( którego obecnie nie mam ) będzie urocza i bezbronna, lecz z drugiej strony stałam się zimną suką, lubiącą kpić z innych. Tego nauczyło mnie chyba, życie. A tym bardziej to przepiękne miasto, stajesz się tu innym człowiekiem, w sumie to nawet bardziej otwartym niż wcześniej. Poznajesz tutaj ludzi, których kiedyś widziałeś w telewizji, jednak żeby to zrobić musisz zasłużyć. Takie jest życie, nigdy nie będzie fair.
Eh, ale się zamyśliłam. Wracając wraz z moimi przyjaciółmi bawimy się świetnie w klubie. Zgubiłam gdzieś Elenę, gdzie ona kurwa znowu się zapodziała? Wszędzie szukam jej kruczo-czarnych włosów, sięgających okolicy piersi i jej ciała odzianego w granatową sukience i na wysokich szpilkach. Poczułam rękę na moim ramieniu:                                                                                                                                                    
-A Ci co Ali? Po paru głębszych się zagubiłaś? –powiedział przez śmiech Thomas, uf, to tylko on, naprawdę się wystraszyłam.                                                                                                                                       
-Nie, widziałeś gdzieś Elenę? Nie ma jej od dłuższego czasu, zaczynam się martwić. –uśmiechnęłam się szelmowsko. Thomas doprowadzał mnie do granic możliwości, mówię oczywiście o denerwowaniu, ale jest to mój przyjaciel. Ktoś mój i przyzwyczaiłam się do niego. Jednak mógłby odpuścić sobie ten tani podryw, to nie mój typ, dla mnie tacy osobnicy są dobrzy wyłącznie na materiał na przyjaciela. Nic więcej.
-Nie wiem czy nie widziałem jej kierujących się do łazienki. Poznałem ją po torebce Gucci. -zmierzył mnie od góry do dołu, z jego wyrazu twarzy można wywnioskować, że myślał o mnie w tej chwili jak o zabawce na dzisiejszą noc, co to, to nie. Z zniesmaczenie cmoknęłam w jego stronę.
-Dzięki, a widziałeś gdzieś Alana? -krzyknęłam do mężczyzny, przez tą muzykę ledwo słyszeliśmy co mówimy.
-Oni wraz z Ianem i Noelem założyli się o działkę koki, ten kto wygra wyścig, dostaje działkę. -upił łyk swojego Mohito. No tak, oni to jak zawsze. Alan kochał wyścigi motocyklowe. Często po północy tacy zapaleńcy jak on zbierali się pod starą fabryką, gdzie później odbywał się wyścig, w którym sami uczestniczyli. Alan kocha szybką jazdę. Wiele lasek na to leci, w sumie to on podoba się każdej, prawdziwy ideał złego chłopca. Znam go od małego, z nim się wychowałam i łamałam zakazy, nie tylko zakazy rodziców ale również zakazy policyjne. Tyle razy siedzieliśmy razem na komisariacie czekając na rodziców i śmiejąc się z wkurwienia funkcjonariuszy, którzy próbowali z nami rozmawiać, a my olewaliśmy ich. Eh, wspaniałe czasy. 
Udałam się do łazienki tak jak mówił Thomas, mogłam ją tam spotkać. Kiedy przepchnęłam się przez tłum balangowiczów, mocno pchnęłam drzwi. Przeszłam przez nie dostojnym krokiem i ujrzałam moją przyjaciółkę, obściskującą się z jakimś kolesiem. Za urodziwy to on nie był, przynajmniej takie jest moje zdanie, a ono jest najważniejsze. Stałam przed lustrem poprawiając swój ostry makijaż i spoglądając na parę w drugim końcu łazienki.
***
Boże, ten gościu jest obleśny, pcha te łapska tam gdzie nie trzeba. No ale, cóż, wytrzymam to bo jest kasiasty i głupi. Nawet nie czuje jak dyskretnie wkładam rękę w jego tylną kieszeń spodni. Pf, debil. Delikatnie wyjęłam jego skórzany portfel i włożyłam do swojej torebki. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, nie było tu nikogo prócz tego czegoś, i blondynki o długich blond włosach. Była wysoka, a szpilki wydłużały jej nogi. Jej twarz odbijająca się w lustrze była promienna, malinowe usta, morskie duże oczy i widoczne policzki. Tak, to opis mojej przyjaciółki, Ali. Mam nadzieje że wie czemu to robię, wszyscy pobawimy się jego pieniędzmi.
Odsunęłam swoje usta od jego, próbując wyrwać się z jego mocnych ramion, ale to na nic. Wystarczyło jedne celne trafienie tam, gdzie boli najbardziej.
-Ej mała. Co ty wyrabiasz? -burknął w moją stronę. -Nie tak mamy się bawić. Wiesz po co tu przyszliśmy.
- Co ja wyrabiam? Gościu, ogarnij się, Za wysokie progi. Nie mam czasu na takich jak ty. -powiedziałam nieźle podminowana.
Splunęłam w jego stronę i pokierowałam się do blondynki. Razem wyszłyśmy z łazienki, odnalazłyśmy Arię i bawiłyśmy się w najlepsze za pieniążki tego naiwnego mężczyzny.
***
Zabawa była przednia, ale nie miałam już ochoty na dalszą zabawę. Ja- jak i moje przyjaciółki Aria i Elena. Szłyśmy właśnie ulicą, na której mieszkała młoda Reuska- Elena. 
-I że mamy cię odprowadzić pod drzwi? Serio? -powiedziałam z sarkazmem w głosie. 
-Tak pod drzwi, a co. -zaśmiała się Elena. 
-Mam nadzieje że nie będzie twoich starszych, znowu się przyczepią, że o takiej porze wracasz, okropne. -cmoknęła z niesmakiem Aria. 
Ona nigdy nie chciała odwiedzać Reusów, bo miała do nich pewien uraz.  Kiedyś po ukończeniu 7 klasy czarnowłosa zaprosiła nas na nocowanie. Wszystko było dobrze dopóki nie zaczęliśmy jeść kolacji, siedzieliśmy wtedy wszyscy przy stole, rodzice Eleny, ona sama, ja, jej brat i 13-letnia wtedy Aria, niska pulchna dziewczynka. Różniła się od nas. My byłyśmy wysokie z talią osy, a ona? No cóż. Rozmawialiśmy, wszyscy byli rozbawieni ale ona? Ona była jakaś naburmuszona. Yvonne matka Eleny podała na deser murzynka, którego Aria nienawidziła. Wszyscy spojrzeliśmy na jej rozczarowany wyraz twarzy, głowa rodziny Reusów spytała pulchniutką o co chodzi, wszystko by było dobrze, gdyby nie to że mężczyzna nazwał ją "małą pulchną świnką". Po tych słowach Aria odeszła od stołu i pobiegła do łazienki. Dodam tylko że przyłapałam ją na tym jak wymiotuje, już wtedy byłą bulimiczką, bo chciała zrzucić trochę tłuszczyku i wiem o tym tylko ja. Często śmiałam się z tego i mówiłam że wydam ją i cała szkoła się dowie, ale była grzeczna i jak na razie jej "sekrecik" nie wyszedł na jaw.
- Nie ma ich, a no i. Pa dziewczynki! -krzyknęła czarnowłosa na odchodne.
- W końcu, powoli mam jej dość. -usłyszałam głos Arii. 
- Widzę, że nasza pani bulimiczka, ma jakiś żal do kogoś. -wykrztusiłam z siebie rozbawiona. Czułam się z każdą chwilą co raz bardziej pijana. 
- Dobrze zauważyłaś. 
Szłyśmy w ciszy przez długi czas. Weszłyśmy w wąską uliczkę, było tam ciemno, ale to dobre skróty do mojego mieszkania. Omijając samochody usłyszałam krzyk, to była jakaś niewinna dziewczynka, chyba na złą ulice trafiła, było słychać w jej głosie lęk. Zaciekawiona poszłam po woli za płaczem. 
-Zamknij się, i tak nikt cię tu nie poratuje. Takie jak ty nie powinny się tu szwendać bo najczęściej kończą tak jak ty zaraz skończysz. -powiedział tajemniczy lecz znajomy głos, chyba z lat gdy byłam jeszcze 13-letnią Ali. 
-Wcale że nie! Zostawcie mnie! -usłyszałam głos tej kobietki. 
Wydaje mi się że jest słaba, naiwna, a to nie jest świat dla takich ludzi, to nie jest miasto dla takich. Tutaj albo jesteś silny, twardy i bez uczuć albo jesteś nikim. Nie wybijesz się jeśli nie pokażesz swoich umiejętności przywódczych, swojej silnej woli i najważniejsze musisz pokazać swoja waleczność!
Podeszłam bliżej by zauważyć całe zdarzenie, może być ciekawie. Ujrzałam dziewczynę nie za wysoką, w odzieniu jakby ją ubierali rodzice, ale wyglądała mi na pełnoletnią, chwila.. taka dziewczyna chodziła ze mną do szkoły, była kujonką, która niesamowicie mnie denerwowała, udawała zawsze taką grzeczną. Wszyscy nauczyciele ją uwielbiali, eh, dziwka. Nazywała się Jenna, Jenna Hasting, dwa lata temu, podczas Sylwestra przydarzyło jej się coś okropnego. Została poparzona przez fajerwerki, jedna z nich zmieniła kierunek lotu i zamiast poszybować w niebo uderzyła w jej ciało. Później długo kurowała się w klinice poparzeń.Teraz Jenna "próbowała" wyrwać się napastnikowi jednak to było na nic, był co raz bardziej uporczywy. Jego dłonie poznawały jej ciało. Dziewczyna byłą nieźle nastraszona. I dobrze, nienawidzę takich jak ona, nędzna, słaba idiotka. Po chwili zauważyłam ze to nie tylko jeden mężczyzna, jest ich kilku. Przyglądałam się im przez długi czas. Jeden był najwyraźniej blondynem z nienagannie ułożonymi włosami, na pewno ponad 180 wzrostu, z mojej odległości wyglądał na niezłego, a czy jest tak naprawdę? Nie wiem, ale pociągają mnie tacy brutalni mężczyźni, mają to coś co ciągnie do nich każdą kobietę jak pszczoły do miodu. Ach. Drugi, hm.. niższy niż blondyn, włosy miał raczej ciemne, a w jego uszach świeciły się kolczyki.. zauważyłam tylko tyle, a u trzeciego nic nie spostrzegłam, był w kapturze, cholera. Oni chyba robią jej krzywdę! Moim oczom pokazał się...  


_________________________________________________________________________________
I jest pierwszy rozdział! Hm.. co mogę o nim powiedzieć, pisałam go po małym przemyśleniu co w nim się pojawi. Nie wiem czy jestem zadowolona ale to oceńcie już wy!  Rozdziały będą się pojawiać miej więcej co tydzień, tak chyba będzie najlepiej. 
A no i oczywiście, dziękuje za komentarze pod prologiem, zrobiło mi i się bardzo miło ;) 
CZYTASZ?-KOMENTUJ! 
Całuski, A. 

środa, 9 kwietnia 2014

#000 Prolog.

Z pierwszego punktu widzenia jest to zwykłe miasto, jednak pod osłoną nocy Dortmund 

zmienia się z ciepłego miejsca, stolicy kibiców Borussi i miasta w którym spokojnie dożyjesz

starości w miasto okrutne dla ludzi którym się sprzeciwisz. Na każdym rogu czai się coś co 

moze cie skrzywdzić, wszędzie czai się niebezpieczeństwo któremu nie zapobiegniesz. Za

jedno słowo za dużo może spotkać cie tu coś co na zawsze odmieni twoje życie. Marihuana,

Amfetamina, Koka. Jest to dla ciebie coś dziwnego? Jeśli tak, to nie próbuj się tu nawet 

za klimatyzować, twoja spychika padnie szybciej niż myślisz.  

Czy trzy przyjaciółki zamieszkujące to jakże tajemnicze miasto są czyste jak łza? Może pod 

płaszczem słodkich, bezbronnych dziewczynek czają się przebiegle suki które zabija cie jeśli 

się im sprzeciwisz? Są one jednymi z najbardziej popularnych i wpływowych dziewczyn na

Westfali. Każdy tutaj wie, ze jeśli nie jesteś kimś ważnym i ustawionym nie masz czego 

szukać.

Piłkarze światowej klasy również są inni niż kiedykolwiek można by było pomyśleć. Gracze

Borussi Dortmund nie są wcale tacy jak wszystkim się wydaje. Ci uzdolnieni mężczyźni są

bezduszni dla wszystkich, nieliczni są ich przyjaciółmi dla których są to normalni chłopcy 

przy których możesz być bezpieczna. Nowe znajomości nie są dla nich niczym nowym a i,  

nienawidzą ich. Wszystkie puste dziewczynki są przez nich tak potraktowane ze na długo nie

mogą się otrząsnąć przez to co je spotkało przez złe zachowanie w ich towarzystwie.

Wszystko jest tutaj tajemnicze, inne, niesamowite. Nocą jest wszystko inaczej, większość

osób nie liczy się z nikim, a za dnia... Hm. Za dnia jest inaczej każdy jest miły i pomocny.








Jesteś pewien ze chcesz wciągnąć się w to towarzystwo?

___________________________________________


Prolog mam już za sobą ;) Teraz czekam na waszą opinię :)
Całuski, A.