sobota, 31 maja 2014

#006 "To będzie lepsze niż karteczka "kopnij mnie"." cz.1

21 lipca, poniedziałek, Dortmund.
-No co ty nie powiesz. -kpiłam z El. -Avocado jest obleśne. -drążyłam jedząc truskawki. -Smakuje jak rzygi. -jak można jeść coś tak okropnego? To jakaś paranoja.
-Nie znasz się. -burknęła. Jedząc łapczywie to, czego nienawidzę i mówię o tym głośno i wyraźnie.
-No właśnie, nie znasz się. -powiedział młody Reus wchodząc na balkon. Bronił swojej siostrzyczki, no tak, obydwoje są zawzięci.
-O znalazł się, najmądrzejszy idiota pod słońcem. -skwitowałam. Nie mam ochoty na żadne rozmowy z takim palantem jak on, chodź jego perfumy są boskie.
-Zamknij się Kastner. -uśmiechnął się chamsko. -Zaraz korona Ci z głowy spadnie, księżniczko. -dał mi do zrozumienia że tak łatwo nie wygram. Och Marco, jesteś tak seksowny a zarazem tak idiotyczny jak nikt inny.
-Znowu będziecie się na siebie wydzierać? -El była widocznie podminowana. -Mam dość tych waszych głupich tekścików. -spojrzała na mnie ukradkiem, po czym swój wzrok skierowała na brata, wpatrywała się w niego jak w obrazek. Przez chwile pomyślałam nawet, iż się czymś ubrudził. Szkoda, myliłam się.
-Nigdy! -powiedzieliśmy w tym samym czasie. Spojrzałam na niego, a on na mnie. Było to dość dziwne, a nawet bardzo dziwne.
-Ugh, skończ się śmiać jak stara babka.. -skwitował. -Nie przyszedłem tu się przekomarzać.-mówił dalej. -Kurwa do sprzątania księżniczki! -wrzasnął po czym wyszedł.
-Sam jesteś stara babka, boli mnie gardło. -odgryzłam się jak najszybciej. O nie, nie panie Reus, ze mną nie ma tak łatwo.
*
-Jakie bierzesz lody? -pytałam moją przyjaciółkę. -Ja wezmę 6 gałek. -uśmiechnęłam się szczerze. Mogę zachorować, ale te lody są przepyszne! Nigdy nie umiem się zdecydować, cała ja.
-Biorę czekoladę-banan, klasycznie. -miała dziś świetny humor. To takie dziwne, ostatnio jest ciągle jakaś nadęta lub zniechęcona.
-Ile gałek? -spytała naburmuszona kelnerka. Co mnie obchodzi że ma zły dzień? Niech się wyżyje na tym kto ją zdenerwował a nie na klientach.
-6. -mówiłam patrząc w okno.
Razem z El wyjechałyśmy na rolkach z lodziarni i usiadłyśmy na pobliskiej ławce, która była przed samym kościołem. Tą lodziarnie mogli otworzyć w zdecydowanie innym miejscu. Nienawidzę kościołów i tych księżulków, którzy gadają nie dorzeczy.
-Ali... ludzie właśnie wychodzą z kościoła, mój kuzyn miał przed chwilą ślub. -zmieszała się Elena. -Daj mi swoje okulary do cholery zanim wszyscy mnie zobaczą! -krzyknęłam w moją stronę, a jej policzki stały się wręcz purpurowe.
-Okay.... -zaśmiałam się, była zabawna jak się tak złości. Tak jest zawsze. -Chodź zabieramy się stąd.
Powoli wstałyśmy z ławki, aby ewakułować się z miejsca zamieszania.
-O ja pieprze. -jękła. -Stój, wszyscy teraz wyjeżdżają. Kurwa poznają mnie! Al, do cholery! -założyła kaptur, wyglądała jeszcze bardziej komicznie. -Nigdy więcej. -nie wiedziała czy się śmiać czy raczej płakać.
Nie miałyśmy innego wyjścia, ustałyśmy na chodniku, czekając aż wszyscy wyjadą, nie wpierdolę się przecież na ulice. Ugh.  Wszyscy ludzie oglądali się, zresztą nie ma się co dziwić. Dwie psycholki jeżdżą  na rolkach w czasie mszy i wszystkie. Do tego liżą lody, a jedna stoi jak słup ze ściśniętym kapturem i w okularach przeciwsłonecznych chociaż wcale nie ma słońca. Cudownie. Na parkingu zauważyłam czarne auto Reusa. Jeszcze lepiej, podirytowałam się. Zaraz zaczną się głupie przycinki i teksty. Jakie to my nie jesteśmy pizdnięte, bo stoimy jak święte krowy czekając aż ktoś nas przepuści, chodź wiadomo, że nikt się nie zatrzyma.
Przyglądając się autom zamarłam. Widziałam...na tylnym siedzeniu w czarnym BMW zauważyłam dokładnie taką samą osobę jaką jest Aria! Co do cholery?! Nie.. to nie możliwe.
-El... -jękłam smutna. -Widziałam ją. -może tylko mi się wydaje że to ona? A może po prostu gdzieś uciekła a jej rodzice robią wielkie halo? Teraz może jedzie na wesele i nie wie o tym, że każdy bardzo się martwi i jej szuka?
-Kogo? Alison, kogo widziałaś? -Elena próbowała mnie uspokoić.
-Widziałam... widziałam Arię. To nie jest możliwe, prawda? -spojrzałam jej głęboko w oczy.
-To nie możliwe. -syknęła. -Widziałam całą listę gości, jej nazwisko na niej nie widniało. -próbowała być opanowana. -Chodźmy już do domu. -jej humor momentalnie gdzieś zginął.
-Mam cię! -w hałasie klubu nocnego usłyszałam głos Alexa. Jego dłonie mocno trzymały się mojej talii. -Wszędzie cię szukałem mała. -uśmiechnął się szelmowsko. Czułam jego oddech przy mojej szyji, był zdyszany.
-Szukałam cię. Gdzie ty byłeś? -szybko wyrwałam się z jego objęć. -Łatwo się tutaj zgubić. -uprzedziłam. -Jest tu znacznie za dużo ludzi. -ciągnęłam dalej. -Masz to po co poszedłeś?
-Oczywiście. -podał mi mała torebeczkę z białym proszkiem do której mimowolnie się uśmiechnęłam.
-No to, idziemy się bawić! -wykrzyczałam radośnie.
Na lekkim haju poszliśmy w tłum. Wydawało mi się, iż wszyscy byli tutaj albo napici, albo naćpani. Cały świat w jednej chwili zaczął mnie zadowalać. Nie przyszliśmy tu w końcu podpierać ścian czy sączyć rozrzedzone piwo. Każdy przyszedł tu aby dobrze się zabawić!
Godziny leciały jak gdyby biegły na zawodach chcąc być pierwsze. Bawiłam się jak tylko umiałam, nie patrząc na to jak może to wyglądać. Nasza ekipa była pierwszorzędna tak jak klub zresztą. Zawsze świetnie dogadywaliśmy się z Alexem, był dla mnie przyjacielem, ale czy ja dla niego również? Mówią że przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Mimo to ja jestem zdania że wszystko istnieje, albo tylko sobie to wmawiam. Nic mnie z nim nie łączy, nigdy łączyć zresztą nie będzie, znamy się od piaskownicy, on wie wszystko o mnie, ja o nim, ale nie chce żeby był kimś więcej niż jest teraz.
21 lipca, poniedziałek, Dortmund. 
Perspektywa Eleny.
Marco! -wpadłam do pokoju farbowanego jak burza mimo iż było grubo po 24. -Miałam okropny sen! -ocierałam oczy od łez. Może wezmę go na historyjkę o okropnym śnie.
-Co..? Co się stało? -próbował się rozbudzić, na marne. Jego oczy ciągle się zamykały, na tych treningach muszą go okropnie męczyć. Chamy.
-Mówię ci przecież. Miałam koszmar. Boję się. -z moich oczu płynęły potoki łez. Na pewno się nabierze, pomyślałam.-Mogę...-przerwałam. -Mogę do ciebie? -zgrywałam naiwną. Chowając ręce za siebie.
-Och bożę, chodź. -zrobił dla mnie miejsce i odsłonił kołdrę. -Wskakuj. -zaprosił ręką. -No więc co ci się takiego przyśniło moja mała siostrzyczko? -stał się w jednej chwili taki kochany.
-No więc. -mówiłam głosem przestraszonej małej dziewuszki. -Śnił mi się okropny sen... śniło mi się, że tata zabił mamę, bo ta przespała się z innym, a on na tym ją przyłapał... ojciec był tak wściekły że odebrał życie tobie, mój braciszku. -powstrzymywałam udawane łzy. -I zostałam sama..  jakiś mężczyzna wszedł przez okno do domu, miał na sobie kominiarkę i nóż. Podszedł do mnie, taki wściekły, i dźgnął mnie nożem. I znowu, znowu i znowu. -przejęłam się tym co mówię. -Bolało jak by to było na prawdę, na szczęście, obudziłam się, ale nadal się boje, że to się zaraz stanie.
-I tyle? -nie przejął się, cholera. -No ale jeśli się boisz... to był tylko sen i nic więcej. -patrzył na mnie i gładził moje włosy. -A teraz, chodźmy już spać, proszę cię. -uśmiechnął się delikatnie. -Możesz zostać.
-Nie będę robić ci problemu... -czekałam aż powie że to nie problem. Plan zdobyć brata jest idealny! Pochwaliłam sama siebie w myślach.
-To żaden problem Elenko. -Ha! Wiedziałam. Po tylu latach nieraz można wyczuć co powie.
-No więc.. dobrze. Zostanę. -nadal zgrywałam biedną.
-Śpij dobrze, El.
-Aaaaaa! -wrzasnęłam.
-Co znowu do cholery?! -podirytował się.
-Marco! Grzmi! -panikowałam. -Wiesz jak bardzo boję się burzy!
-Eh, to tylko wyładowania atmosferyczne, nic ci się nie stanie. Jesteś bezpieczna. -stał się oschły. -No chodź tu do mnie. -zaprosił gestem ręki.
Wtuliłam się w umięśnione ciało brata, był taki ciepły. Każda chwila z nim była dla mnie ogromnym spełnieniem. On zobaczy, zobaczy że jeszcze będzie mój, i tylko mój. Odchyliłam się delikatnie, by spojrzeć jak śpi. Cmoknęłam go w usta.. och, to takie cudowne.
-El. -nie wiedział co się dzieję. -Czemu mnie pocałowałaś?
Od autorki: Jest i 6 rozdział. W końcu zebrałam się, aby coś napisać. Ciągle nie ma mnie w domu co odbija się na blogu. Sytuacja z ślubem, nie była przeze mnie wymyślona, tak stało się naprawdę. I to nie dawno. Głupia ja. A no i oczywiście, nie byłam sama, razem z Julianną Kot zgrywałyśmy idiotki xD Haha, ciekawe czy jej kuzyn ją rozpoznał no ale.. 
Buziaczki, 
A. 
CZYTASZ? ZOSTAW PO SOBIE ŚLAD. 
Next=8 komentarzy. 

wtorek, 13 maja 2014

#005 "Aria zawsze lubiła odgrywać scenki z powieści."

20 lipca, Dortmund.
Jak zawsze w niedziele spałam, aby odespać sobotnią i piątkową imprezę. W kieszonce spodni poczułam znaną mi wibrację, numer, który dobijał się do mnie wydawał się absolutnie nie znany.
-Dzień dobra, komenda Policji. -przedstawił męski głos.
-Tak? -nie mogłam nic innego wydusić z moich ust.
-Mówi pani z Martinem Klose. Prowadzę sprawę zaginięcia Arii Ziegler. -jego stanowczość w głosie mnie przerażała.
-Jakim... jakim zaginięciu?! -o czym on do cholery mówi? Jestem zdruzgotana. Moje oczy zaczęły napełniać się rzewnymi łzami.
-Na jakim świecie pani żyje? -nagle stał się arogancki. -To podobnież pani przyjaciółka. -mówił dalej.
-Tak, to moja przyjaciółka. Co się stało? -mój głos był co raz cichszy, szeptałam.
-Od poniedziałku nie zjawiła się w domu, jej rodzina zgłosiła zaginięcie. Prosimy panią o wstawienie się na komendę w celu złożenia zeznać z owego poniedziałku. W tej chwili przesłuchiwana jest panna Kästner. Do zobaczenia. -rzucił szarmancko policjant po czym się rozłączył.
Co się tu do kurwa dzieje? Czemu nikt nic nie mówi, nie powiadamia? Nie rozumiem, też zachowania mojej głupio-mądrej przyjaciółeczki-Ali. Nie odzywa się do mnie, a do tego lepi do mojego Marco. Dobrze że wczorajszej nocy był Goetzei odganiał ich od sibie, nie wiem czym by się to skończyło.
Kończąc moje zamyślenia i ocierając łzy wstałam z łóżka i powolnym krokiem wyszłam ze swojego królestwa. Kierowałam się po schodach na parter, a później do kuchni gdzie kucharzył Marco.
-Musze wyjść. -skierowałam słowa w jego stronę, o ja pierdolę! On stoi w samych bokserkach. -Co robisz? -patrzyłam na niego od góry do dołu napajając się widokiem prawie to nagiego brata.
-Idź do ściany, jebnij w nią głową i pomyśl. -warknął w moją stronę. -Robię jajecznice. -nie spojrzał nawet na mnie, nadal kroił cebulę. To przez nią, bo co ma większe cycki? Gruba jest i tyle!
-Kochany braciszek. -warknęłam w jego stronę. Kocham Cię sukinsynu.  -Wychodzę. -Podeszłam do lodówki, po czym wyjęłam z niej sok pomarańczowy i zaczęłam zachwycać się jego intensywnym smakiem.
-Gdzie? -był zimny w stosunku do mnie.
-A co, mam się tłumaczyć? -rozśmieszyło mnie jego zachowanie.
-Zresztą, chuj mnie to. -był widocznie zamyślony. -Wróć do 22. -Aha? A ile ja mam lat, znalazł się kochający brat.
-A więc wrócę, po północy. -robiłam mu na przekór.
-Widzę cię o 22 w domu. -odszedł od patelni. -Do widzenia. -wcisnął mi w ręce moje buty.
-Wyganiasz mnie? -zdziwiłam się.
-Ujął by m to inaczej, wypierdalaj mała nie mam humoru na twoje zabawy. -fuknął.
-Oh, boże. Ty i te twoje męskie, przerośnięte ego. -cmoknęłam go w policzek.
-El, już cię nie ma. -wskazał palcem na drzwi frontowe.

20 lipca, Nieokreślona lokalizacja.
Kolejny dzień w tym domu, nie to że jest brzydki czy coś, ale niech ten psychol mnie wypuści! -krzyczałam w myślach.
Jedynym pocieszeniem jest to że, nie obciął mi włosów, palców, i w ogóle. Nie zrobił mi krzywdy, to jedyny pozytywny fakt w tej całej chorej aferze. Cieszę się że, od paru godzin nie ma go. W prawdzie nie przetrzymuje mnie tu związanej, zamyka tylko drzwi wyjściowe, a klamki od balkonów i okien są po wyciągane, aby uniemożliwić mi ucieczkę.
Drzwi delikatnie uchyliły się.
-Witam. -krzyknął zamykając drzwi.
-Cześć. -co innego mi pozostało? Chyba nic. Mam nadzieję, że policja mnie już szuka. -Gdzie byłeś? -w prawdzie był on miłym człowiekiem, może trochę nienormalnym.
-Byłem w pracy. -mówił wykładając zakupy.
-Kiedy mnie wypuścisz? -te pytanie wciąż było w moich myślach.
-Nigdy, będziesz moja już na zawsze. -jego głos był pewny tego co mówi.
-Znajdą mnie, a ty pójdziesz do pierdla. -czekałam na ten dzień z utęsknieniem.
-Nie, a ty. -złapał mnie za nadgarstek. -Masz być grzeczniutka skarbie.
-Nigdy. -wyszeptałam i zamknęłam się w łazience, tutaj czułam się bezpieczna.
-Aria, moja kochana Aria. Jak możesz być tak bardzo naiwna? -przeszły mnie dreszcze.
-Nadzieja, matką głupich. -krzyczałam żeby słyszał dokładnie moje słowa. -A ty jesteś beznadziejny.
-Licz się z tym co mówisz, chyba nie chcesz żeby stałą ci się krzywda. -zakpił ze mnie.
-Nie chce, więc mnie wypuść stąd a nikt nie dowie się o tym że mnie tu przetrzymujesz. -próbowałam negocjacji.
-Nic z tego, kocham cię skarbie. -coś spadło na podłogę.
-Co się stało? -może właśnie idzie z siekierą mnie zarąbać, przestraszyłam się. Ugh, przygryź ten swój długi jeżyk i bądź cicho,
-Nic, nie martw się. To tylko szklanka się stłukła. -uspokajał mnie chociaż ja byłam w innym pomieszczeniu. -Wyjdź z łazienki, na pewno jesteś głodna. -nalegał.
-Dobrze. -sprawiał że robiłam się co do jego osoby bardzo potulna.
-Nie bój się mnie, Aria. -uśmiechnął się gdy wyszłam z łazienki. -Nie zrobię ci żadnej krzywdy. -zapewniał. -Czuj się bezpieczna w moim towarzystwie.
-Jak mogę czuć się bezpiecznie, gdy jestem uwieziona w tym domu?! -wybuchłam. Aria, co ty do cholery robisz?!
-Spokojnie, kiedyś zrozumiesz dlaczego to robię. -spojrzał na mnie znaczo po czym zabrał się za robienie kolacji.
*****
No, więc tyle, jest kolejny rozdział którego nie mogłam skleić. Nic ciekawego no ale, następny będzie mega długi i bardziej udany. A to, nie wiem co to jest wgl. No to chyba tyle. W końcu na jaw wyszło to, iż Aria zaginęła. To co będzie dalej będzie moją wielką tajemnicą.
PS. Elena w następnym rozdziale będzie bardzo zalotną dziewczynką w stosunku do braciszka, co nie spodoba się jasnowłosej przyjaciółce. 
Całuje,
A.



poniedziałek, 5 maja 2014

#004 "Jesteśmy okrutni"

Obudził mnie cichy szept dochodzący z kuchni Reusów, spojrzałam na ekran telefonu 3:56, ciemnowłosa spała na kanapie w salonie. Postanowiłam przysłuchać się tej rozmowie, jak to mówią ciekawość- pierwszy stopień do piekła. Zaczęli podnosić na siebie głosy, teraz już wiem,jeden z rozmówców to blondyn, który zadomowił się i nie chce się wynieść z myśli swojej siostry.
-Ucisz się. -warknął młody syn Reusów. -Obudzisz je i dopiero będzie. -jego poważny głos rozchodził się w moich uszach. Już je obudziłeś gamoniu i teraz ta bardziej dociekliwa cię podsłuchuje, ha!
-Nie ważne, ale należało mu się, z nami nie ma żartów. -odezwał się drugi głos, chwila chwila, chyba wiem kto to jest, Alan? A co ty tutaj...?
-Wiem przecież, nikt nie widział jak skręciliście mu kark? Mam nadzieje ze żadnych obserwatorów nie było lub skończyli jak nasz kochany Max, teraz zapamięta, że przekręty tutaj to zły pomyśl. -znowu ten głęboki głos, chyba zaczynam się domyślać co widzi w nim Elena. Tylko czy oni zabili człowieka? O czym oni do cholery gadają?
-Oczywiście szefie, nikt nic nie wie i się nie dowie. -Coś spadło ze stołu na którym rodzina jadła najczęściej posiłki. -Cholera! -wrzasnął ciemnowłosy fan motoryzacji. -Kurwa, jeszcze się skaleczyłem. -był podminowany.
Cichutko zachichotałam, zawsze gdy się złościł jego głos był dla mnie komiczny. Teraz wiedziałam, że wiedzą o tym że nie śpię. Przekręciłam się na drugi bok by stłumić swój chichot, ale chyba nie wyszło. Na moim ciele poczułam przyjemny dotyk, zadrżałam. Męskie ręce objęły moja talię i przytuliły mocno do umięśnionego ciała, woń mocnych męskich perfum uderzyła w moje nozdrza.
-Śpij Al. -wyszeptał, ten męski głos, ach. -Kurwa mała, czemu musisz być taka ponętna? -głos Marco był co raz to bardziej podminowany.
-Eh, może dlatego, że Al jest niczego sobie kobietą. Och, wiem że masz na mnie ochotę draniu.- -skarciłam go w myślach. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Alan, idź już do domu. Pa bro. -pożegnał go jasnowłosy. Uf, chyba nie zauważył moich uniesionych kącików ust.
Drzwi wyjściowe zamknęły się, a moja przyjaciółka przekręciła się. Nie wiem czy spała.
-El, idź spać, jest późno. -fuknął do swojej zakochanej po uszy siostry.
-Mhm. -zmieszała się. -Czemu masz na kolanach A? -stała się tak bardzo dociekliwa. Co cie to obchodzi głupia dziewczyno lekkich obyczajów?
-Chyba miała koszmar, zresztą nadal śpi. -mówił stłumionym głosem. -Ty też spij.- powiedział do El z uczuciem. -A Alison wezmę do siebie, ciśniecie się tylko na tej kanapie. -ucałował ja w czoło po czym wstał ze mną wtuloną w jego ciało. Był taki ciepły i słodki, ale to chyba tylko chwilowe. Zawsze był zimny i nieczuły.
Po krótkiej drodze do pokoju jasnowłosego zostałam lekko położona na aksamitną pościel pachnącą tymi samymi perfumami co mój "bohater", który wyrwał mnie ze szpon "koszmaru".
Przymrużyłam oczy, zasłonił okno w swoim pokoju po czym ściągnął koszulkę, klamra od paska zadźwięczała, a czarne spodnie zsunęły się i opadły na podłogę. Teraz widziałam jego całe ciało, bardzo umięśnione ciało. Położył się obok mnie, przykrył delikatnie kołdrą. Moje powieki stały się ciężkie i usnęłam.

Środa, 16 Lipca. Dortmund.
Obudził mnie Marco, który kręcił się i miotał po łóżku. Boże, co on ma jakieś schizy? Rozczochrałam jego gęsta czuprynę, tak aby się obudził.
-Ooo, a kogo ja mam dzisiaj w łóżku? -poruszył brwiami, by zaraz potem położyć dłonie na twarzy. -No co ty, o takiej godzinie mnie budzisz? Nie wyspałem się mała, -fuknął w moją stronę.
- Biedaku, wystarczy ci tego spania. -uśmiechnęłam się zwycięsko. Ha! Teraz już nie pośpisz! Śmiałam się w myślach.
-Spania może i tak...ale, no chodź, chodź ze mną do łóżka. -powiedział melodyjnie. Czemu przychodziło mu to tak łatwo? Myśli, że jestem taka łatwa? O nie. -Ja będę w tobie a ty będziesz we mnie. -w jego oczach zalśniło.
-Ty chyba jeszcze śpisz. -uderzyłam go poduszką, co wyraźnie go podkurwiło.
-Nie pozwalaj sobie rozumiesz?! -krzyknął w moją stronę. -Jeśli będe miał ochotę zrobię z tobą co ze chce, rozumiesz kurwa Al? -trochę ochłoną. Boże, co za facet.
-Chyba śnisz, Reus. -skarciłam go. -Twój bulwers mnie nie rusza. -uśmiechnęłam się szelmowsko.
Nadal był wściekły, usiadł na łóżko tak jak ja, a później przyciągnął do siebie.
-Nigdy nie bądź taka pewna siebie, oj zmieniłaś się mała. -był tak bardzo chamski.
-Każdy się zmienia, ja chociaż nie zmieniłam się w taką zimną kurwę jak ty. -poczułam nagły przypływ adrenaliny.
-Tak? I co jeszcze? -przycisnął mnie do siebie. -A co by było gdyby nasza porządnicka A nagle zaginęła? -zaśmiał się.
-I co jeszcze? Kogo ty człowieku oszukujesz? Nie umiesz kochać i nigdy się nie nauczysz! -wrzasnęłam. -Myślisz, że udając takiego "kochanego" zmienisz siebie? Nie. Marco kurwa, zawsze taki byłeś. Podły kutas. -gotowało się we mnie. Och, mam zaginąć tak? Interesujące. Nie boję się. -czułam jak bardzo jestem teraz pewna tego co mówię. Marco stał się teraz jeszcze gorszy niż był parę lat temu, chociaż może nie, odrzucał zaloty wszystkich dziewczyn, nawet tych najbardziej popularnych. Pamiętam jak kiedyś, siedział z dziewczyną na murku i rozmawiał, wydawało się, iż czuł coś do niej, tak jak ona do niego zresztą. Kiedy ona chciała go pocałować, tak po prostu na odchodne on odsunął się... i wybuchł. Tak po prostu, stwierdził, że jakaś łatwa mu nie potrzebna, pamiętam że później Marco drwił z niej, aż dziewczyna przestałą chodzić do szkoły.
-Zamknij sie Kästner. -uderzył desperacko w ściane. -Idę na trening. -burknął w moją stronę po czym wyszedł.

******
Przepraszam! Przepraszam, że rozdział jest dopiero teraz ale nic nie mogłam napisać, brak czasu. Ugh. No ale oddaje w wasze rączki, czwarty rozdział, mam nadzieje ze sie komuś spodoba.
Jutro poprawie błędy jeśli takowe są.
Do następnego!
A.

 CZYTASZ? ZOSTAW KOMENTARZ!